piątek, 18 maja 2012

Rozdział 2

-Jak to przeszczep?! - krzyknęłam przerażona - o czym wy mówicie?!
-Nie ma innego wyjścia.. jej stan się pogarsza.. z dnia na dzień jest coraz słabsza.. - powiedziała mama.
-Ale przeszczep? Przecież to niebezpieczne! Na pewno nic innego nie da się zrobić?
-Przykro mi kochanie..
-Bądźmy dobrej myśli - dodał ojciec i mnie przytulił.
-Sue jest bardzo silna. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze.
W końcu oderwałam się od ojca i pobiegłam do swojego pokoju. To małe, przytulne pomieszczenie o pomarańczowo-zielonych ścianach, zawsze sprawiało, że myślałam pozytywnie. Zawsze pachniało w nim świeżą lawendą. I chociaż przepłakałam w nim wiele nocy, uwielbiałam tam przebywać. Usiadłam zrezygnowana na łóżku i schowałam twarz w dłoniach. Nie sądziłam, że z Sue jest aż tak źle. Wyglądała całkiem normalnie. Wiedziałam, że kiedyś będzie z nią źle. Ale nie sądziłam, że tak szybko. Poczułam jak coś ściska mnie za serce. Opuściłam Wolverhampton tylko dla niej. Nie mogła mnie teraz opuścić. Po prostu nie mogła. Poczułam wibracje w kieszeni i wyciągnęłam telefon. Dzwoniła Ashley, chociaż widziałyśmy się jakąś godzinę temu.
-Ashley? - odebrałam.
-Będę u ciebie z Jacobem o 19:00. Bądź gotowa.
-Nie wiem, czy pójdę..
-Nawet sobie tak nie żartuj Scarlett. Do zobaczenia!
I się rozłączyła, a mi nie pozostało nic innego, jak zacząć się przygotowywać. Wzięłam prysznic i przejrzałam zawartość szafy. Po dłuższej chwili zastanowienia, wybrałam cekinową, złotą sukienkę na jedno ramie (prezent od Ashley). Zegar wybijał godzinę 18:00. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak szybko ostatnio mija czas. Do końca wakacji zostało zaledwie 2 tygodnie.
Umalowałam się, uczesałam i ubrałam. Na koniec spryskałam się perfumami i zeszłam na dół. Rodzice spojrzeli na mnie zupełnie, jakby nie pojmowali co robię.
-Wybierasz się gdzieś? - spytał ojciec.
-Ja.. - zawahałam się - Alex robi imprezę urodzinową.. nie mogę nie pójść..
-Och, jasne.. więc baw się dobrze - powiedziała mama i włączyła telewizor.
W tym samym momencie po całym domu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko pobiegłam otworzyć i bez słowa wyszłam z domu. Spojrzałam na zdezorientowaną twarz Jacoba.
-Coś nie tak? - spytał.
-Cześć Jake, ciebie też miło widzieć - powiedziałam z sarkazmem i uśmiechnęłam się - później wam wyjaśnię.
Poszłam do jego samochodu i zajęłam miejsce obok Ashley. Przywitałam się z nią i po 10 minutach byliśmy pod wielkim domem Alexa. Ten chłopak miał to do siebie, że pod nieobecność rodziców urządzał najlepsze imprezy świata. Jego dom wyglądał jak pałac. Wszędzie stało mnóstwo samochodów i słychać było głośną muzykę. Drzwi otworzył nam jakiś mężczyzna i zaprowadził do wielkiego salonu. Wszędzie kręciło się sporo znajomych. W końcu natknęliśmy się na Alexa.
-Cześć, świetnie, że jesteście - powiedział.
-Wszystkiego najlepszego Al - powiedziałam i go przytuliłam - obyś nadal urządzał takie świetne imprezy.
-Dzięki Scarlett, bawcie się dobrze. A tak w ogóle, to świetnie wyglądasz - puścił do mnie oko.
-Dzięki, ty też niczego sobie.
-Jak to możliwe, że jak rozmawia z tobą, to nas w ogóle nie zauważa? - zapytała Ashley, gdy Alex już poszedł.
Wzruszyłam tylko ramionami i usiadłam na białej skórzanej kanapie. Wszędzie kręciła się cała masa ludzi. Odkąd dzisiaj wyszłyśmy ze szpitala, cały czas miałam przed oczami plakat, który Ashley dała Sue. Miałam dziwne wrażenie, że jednego z nich już gdzieś widziałam. Ale to było niemożliwe. Pewnie minęłam go na ulicy, lub widziałam go przez szybę jakiejś kawiarni. Nie mógł to być nikt inny. Bo gdybym naprawdę go znała, to chyba wiedziałabym, kto to.

1 komentarz:

  1. Jeja, przed chwilką zaczęłam czytać twój blog i chociaż jestem dopiero na 2 rozdziale jestem zachwycona! Coś czuję, że przez cb zmarnuję jeszcze nie jedną paczkę chusteczek :P Pozdro! ;))

    OdpowiedzUsuń